Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Chcialbym zwrocic w tym temacie uwage na coraz szerzej pojawiajace sie zapozyczenia w naszym ojczystym jezyku. Oczywiscie jest to sprawa normalna i czesto wynikajaca z szerzacego sie kosmopolityzmu ale nalezy tutaj zwrocic uwage na stopien tego zjawiska.
Mialem jakis czas temu okazje udac sie w odwiedziny do mojej rodziny. Przejezdzajac przez jedna z wiosek z powodu podroznego znudzenia przygladalem sie szyldom. W taki oto sposob zaobserwowalem "Butex", "Szmatex" i kilka podobnych potworkow, ktore ludzie tej wioski tworzyli w bardzo swiatowy sposob dopisujac na ogol koncowke -ex. Nie jest to jednak odosobniony przypadek. Zapewne wszyscy moga dostrzec podobne hybrydy idac jedynie ulicami wlasnej miejscowosci. Tutaj nasuwa sie pytanie: gdzie jest granica w zapozyczeniach?
Probowalem sobie odpowiedziec na pytanie co pchalo tych ludzi do takowego nazewnictwa swych zakladow. Bo ani ja, rodowity Polak, nie potrafilem sie na poczatku domyslec o co moze wlascicielowi chodzic, ani tym bardziej obcokrajowiec nie wpadnie na rozwiazanie tego zagadnienia. Chec pokazania kto jest wiekszym swiatowcem? Kto jest bardziej na czasie?
Zapozyczenia jednak nie nekaja nas jedynie z reklam. Wiele z nich przekrada sie do codziennego jezyka. O ile do 'ok' juz przywynal kazdy i uwaza je wrecz za swojskie, o tyle kolejne zapozyczone wyrazy budza pewne zastanowienie.
Furore w kregach mlodziezowych zrobilo "lajt", ktore sam rozpracowywalem dlugimi miesiacami (zeby mi ktos nie wytknal, ze jestem starym grzybem i tylko narzekam - zaliczam sie do klasy popularnie zwanej mlodzieza). Tak oto mamy obecnie lajtowy film, lajtowe ciuchy a nawet lajtowego ksiedza, ktory mowi spox kazania. Rozumiem pociag moich rowiesnikow do kultury Zachodu (wlasciwie to nie rozumiem ale staram sie) ale w tym momencie zahaczamy juz o smiesznosc. O zgrozo wiele juz dojrzalych osob aby pokazac swoim rowiesnikom jacy sa na czasie, lub aby przypodobac sie mlodszej czesci spoleczenstwa wplata rowniez w swoje wypowiedzi elementy zapozyczen.
Oczywiscie nie mam zamiaru ganic nikogo, kto uzyje jakiegos obcego slowa w swojej wypowiedzi. Chodzi mi tutaj glownie o sama istote problemu. O to, ze nasze spoleczenstwo samo zaciera granice miedzy stosowaniem zapozyczen a wprowadzaniem ich w stala orbite jezyka stosowanego. Przez to coraz wiecej osob zatraca zdolnosc porozumiewania sie za pomoca swego jezyka ojczystego (w mojej klasie niektore osoby nie znaja znaczenia slowa 'monumentalny' i nie sa to wcale odosobnione przypadki).
Jestem swiadom tego, ze wiele z wyrazow, ktore obecnie uchodza za polskie sa wynikiem zapozyczenia. Jednak w tym wypadku mowimy o wyrazach, ktore powstaja na skutek zapotrzebowania jezykowego a dla mnie "Butex" pod takowe zapotrzebowanie nie podchodzi.
O ile nie jestem fanatykiem i nie rzadam, aby zagraniczne firmy wchodzac na nasz rynek sztucznie spalszczaly swoje nazwy (bo to juz byloby dziwactwem i chyba nawet jest nieosiagalne) o tyle polscy producenci, ktorzy maja znikome szanse na eksport powinni chyba zrezygnowac z wszelakich yogurtow czy wplatanych na sile x-ow.
Jezyk, ktory jeszcze pare lat temu byl uwazany za slang mlodziezy z patologicznych rodzin obecnie wychodzi na ulice. Wystarczy wlaczyc telewizor i wsluchac sie w tresci reklam, ktore coraz czesciej atakuja widza "zabrudzonym" jezykiem (dominuja w tym wszelakie pisma mlodziezowe oraz operatorzy sieci komorkowych). Powstaje wiec pytanie: czy nasze spoleczenstwo akceptuje taki stan rzeczy, poniewaz chce ze wzglad na swoje posowieckie kompleksy poczuc sie "zachodem", czy tez zwyczajnie nikt nie widzi problemu a akcpetujac stan rzeczy, ktory jest dzisiaj pozwalamy tej chorobie rozwinac sie na nowe dziedziny.
Mialem jakis czas temu okazje udac sie w odwiedziny do mojej rodziny. Przejezdzajac przez jedna z wiosek z powodu podroznego znudzenia przygladalem sie szyldom. W taki oto sposob zaobserwowalem "Butex", "Szmatex" i kilka podobnych potworkow, ktore ludzie tej wioski tworzyli w bardzo swiatowy sposob dopisujac na ogol koncowke -ex. Nie jest to jednak odosobniony przypadek. Zapewne wszyscy moga dostrzec podobne hybrydy idac jedynie ulicami wlasnej miejscowosci. Tutaj nasuwa sie pytanie: gdzie jest granica w zapozyczeniach?
Probowalem sobie odpowiedziec na pytanie co pchalo tych ludzi do takowego nazewnictwa swych zakladow. Bo ani ja, rodowity Polak, nie potrafilem sie na poczatku domyslec o co moze wlascicielowi chodzic, ani tym bardziej obcokrajowiec nie wpadnie na rozwiazanie tego zagadnienia. Chec pokazania kto jest wiekszym swiatowcem? Kto jest bardziej na czasie?
Zapozyczenia jednak nie nekaja nas jedynie z reklam. Wiele z nich przekrada sie do codziennego jezyka. O ile do 'ok' juz przywynal kazdy i uwaza je wrecz za swojskie, o tyle kolejne zapozyczone wyrazy budza pewne zastanowienie.
Furore w kregach mlodziezowych zrobilo "lajt", ktore sam rozpracowywalem dlugimi miesiacami (zeby mi ktos nie wytknal, ze jestem starym grzybem i tylko narzekam - zaliczam sie do klasy popularnie zwanej mlodzieza). Tak oto mamy obecnie lajtowy film, lajtowe ciuchy a nawet lajtowego ksiedza, ktory mowi spox kazania. Rozumiem pociag moich rowiesnikow do kultury Zachodu (wlasciwie to nie rozumiem ale staram sie) ale w tym momencie zahaczamy juz o smiesznosc. O zgrozo wiele juz dojrzalych osob aby pokazac swoim rowiesnikom jacy sa na czasie, lub aby przypodobac sie mlodszej czesci spoleczenstwa wplata rowniez w swoje wypowiedzi elementy zapozyczen.
Oczywiscie nie mam zamiaru ganic nikogo, kto uzyje jakiegos obcego slowa w swojej wypowiedzi. Chodzi mi tutaj glownie o sama istote problemu. O to, ze nasze spoleczenstwo samo zaciera granice miedzy stosowaniem zapozyczen a wprowadzaniem ich w stala orbite jezyka stosowanego. Przez to coraz wiecej osob zatraca zdolnosc porozumiewania sie za pomoca swego jezyka ojczystego (w mojej klasie niektore osoby nie znaja znaczenia slowa 'monumentalny' i nie sa to wcale odosobnione przypadki).
Jestem swiadom tego, ze wiele z wyrazow, ktore obecnie uchodza za polskie sa wynikiem zapozyczenia. Jednak w tym wypadku mowimy o wyrazach, ktore powstaja na skutek zapotrzebowania jezykowego a dla mnie "Butex" pod takowe zapotrzebowanie nie podchodzi.
O ile nie jestem fanatykiem i nie rzadam, aby zagraniczne firmy wchodzac na nasz rynek sztucznie spalszczaly swoje nazwy (bo to juz byloby dziwactwem i chyba nawet jest nieosiagalne) o tyle polscy producenci, ktorzy maja znikome szanse na eksport powinni chyba zrezygnowac z wszelakich yogurtow czy wplatanych na sile x-ow.
Jezyk, ktory jeszcze pare lat temu byl uwazany za slang mlodziezy z patologicznych rodzin obecnie wychodzi na ulice. Wystarczy wlaczyc telewizor i wsluchac sie w tresci reklam, ktore coraz czesciej atakuja widza "zabrudzonym" jezykiem (dominuja w tym wszelakie pisma mlodziezowe oraz operatorzy sieci komorkowych). Powstaje wiec pytanie: czy nasze spoleczenstwo akceptuje taki stan rzeczy, poniewaz chce ze wzglad na swoje posowieckie kompleksy poczuc sie "zachodem", czy tez zwyczajnie nikt nie widzi problemu a akcpetujac stan rzeczy, ktory jest dzisiaj pozwalamy tej chorobie rozwinac sie na nowe dziedziny.
Re: Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Na temat końcówki -ex w nazwach firm cały program poświęcił profesor Miodek. Nie mam czasu teraz rozwijac tematu, ale w skrócie chodziło o skojarzenie marki z PEWEXEM (Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego).... czyli czymś "lepszym", exportowym.
– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(...)
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spi
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spi
Re: Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Parę lat temu robiło "cool"... Ale sam sobie poniekąd odpowiadasz. Język żyje, zmienia się. Myślę, że sporo słów przeniknęło mimochodem wraz z postępem technicznym. Np. wiele słów dotyczących informatyki przeniknęło w sposób naturalny do naszego języka i z powodzeniem funkcjonuje. I tak klikamy myszką w ikonkę. Albo musimy sobie kupić peceta.
Mnie też bawią niektóre spolszczenia. Choćby modny ostatnio "Pijar"...
Mnie też bawią niektóre spolszczenia. Choćby modny ostatnio "Pijar"...
Podpisu brak.
Re: Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Poruszyłeś dwie sprawy: zapożyczenia i stan języka polskiego.
1. Zapożyczenia są sprawą zupełnie naturalną i w języku zachodzą od zawsze, odkąd tylko spotkaliśmy naszych pierwszych sąsiadów językowych. Proces ten jest niejako samoczynny i nie da się sterować "odgórnie" (choć takie próby podejmowano). Nie ma w tym nic złego, a wiele słów, które kiedyś pojawiło się jako zapożyczenia, obecnie całkowicie się w jezyku polskim zakorzeniło i nawet nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że kiedyś ich nie było.
2. Stan współczesnej polszczyzny jaki jest każdy widzi, ale w końcu język nie jest tylko zbiorem regułek gramatyczno - ortograficznych. Język jest właśnie taki, jak jego użytkownicy, jak popularne słownictwo itp. Nie jest różowo, ale nie ma też co wyrywać sobie włosów z głowy. Zawsze było podobnie.
Ja bym tych dwóch spraw ze sobą nie łączył. Najlepiej jest i uczyć się języków obcych i poznawać jak najwięcej z własnego języka.
1. Zapożyczenia są sprawą zupełnie naturalną i w języku zachodzą od zawsze, odkąd tylko spotkaliśmy naszych pierwszych sąsiadów językowych. Proces ten jest niejako samoczynny i nie da się sterować "odgórnie" (choć takie próby podejmowano). Nie ma w tym nic złego, a wiele słów, które kiedyś pojawiło się jako zapożyczenia, obecnie całkowicie się w jezyku polskim zakorzeniło i nawet nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że kiedyś ich nie było.
2. Stan współczesnej polszczyzny jaki jest każdy widzi, ale w końcu język nie jest tylko zbiorem regułek gramatyczno - ortograficznych. Język jest właśnie taki, jak jego użytkownicy, jak popularne słownictwo itp. Nie jest różowo, ale nie ma też co wyrywać sobie włosów z głowy. Zawsze było podobnie.
Ja bym tych dwóch spraw ze sobą nie łączył. Najlepiej jest i uczyć się języków obcych i poznawać jak najwięcej z własnego języka.
Re: Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Cieszy mnie to, że są jeszcze ludzie, którzy nie pozostają obojętni na to, co dzieje się z naszym językiem. A dzieją się rzeczy co najmniej złe. To, że pojawiają się w nim nowe zapożyczenia, najczęściej wyrażenia trudne do przetłumaczenia, to można jeszcze zrozumieć, ale obecnie ludzie wolą używać określeń obcych zamiast rodzimych. Wygląda to tak, jakby nie tyle zachodnia kultura była popularna, co nasza wspólna tradycja językowa była niemodna i nie jest eleganckim używanie poprawnej polszczyzny. Gdziekolwiek nie popatrzymy jesteśmy obrzucani jakimiś dziwactwami i każdy kto popadnie stara się być oryginalny w tworzeniu coraz to głupszych określeń, których znaczenia najczęściej sam nie rozumie. Wystarczy wsłuchać się w otoczenie i spróbować zanalizować kilka przypadkowych zdań. I co się okazuje - tak na prawdę pozbawione są one treści, są niejako zlepkiem sformułowań, których dopiero całość ma jakieś określone znaczenie symboliczne. Myślę, że duża większość ludzi zapytanych o znaczenie poszczególnych słów, których używa, nie byłaby zdolna ich rozszyfrować, nie mówiąc o tym, że posługuje się nimi w kompletnie niepoprawnej formie (najlepszy przykład słowo "extra", czy w zasadzie ekstra).
To, że bałagan w naszym języku jest ogromny, nikomu nie trzeba udowadniać. A do czego to doprowadzi? Prawdopodobnie taki młody człowiek, po długo oczekiwanym wstąpieniu w wiek dorosły, nie będzie nawet w stanie wypełnić wniosku o nadanie dowodu osobistego.
Mam nadzieję, że wreszcie społeczeństwo się opamięta i przypomni sobie, że istnieje coś takiego jak tradycja i język polski jest jej częścią.
To, że bałagan w naszym języku jest ogromny, nikomu nie trzeba udowadniać. A do czego to doprowadzi? Prawdopodobnie taki młody człowiek, po długo oczekiwanym wstąpieniu w wiek dorosły, nie będzie nawet w stanie wypełnić wniosku o nadanie dowodu osobistego.
Mam nadzieję, że wreszcie społeczeństwo się opamięta i przypomni sobie, że istnieje coś takiego jak tradycja i język polski jest jej częścią.
Re: Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Język polski = język w jakim mówią między sobą Polacy.
To, że dziś jest inny niż wczoraj to sprawa naturalna.
Jeżeli nie podobają się wam konkretne zmiany, to zaproponujcie lepsze rozwiązania. Napędźcie anty-trend, który pokona tamten.
Mi bardzo podoba się to, że język żyje. Dzięki temu, że to samo można powiedzieć na 10 sposób, można mówiąc "to samo" dodawać jakieś odcienie. Bzdurą jest twierdzenie, że język "ubożeje"... mało kto chce używać słów z odcieniem staromodnym i nieprzyjemnymi konotacjami - najpierw stają niepotrzebne i dopiero potem umierają. Po co więc nad nimi płakać? Tym bardziej, że przecież są zastępowane nowymi.
Kogo usiłujesz skusić reklamą szmatexu? Profesora Miodka?
Wielkie szczęście, że nikt nie może skutecznie języka regulować i rośnie sobie sam tak jak go ludzie tworzą.
To, że dziś jest inny niż wczoraj to sprawa naturalna.
Jeżeli nie podobają się wam konkretne zmiany, to zaproponujcie lepsze rozwiązania. Napędźcie anty-trend, który pokona tamten.
Mi bardzo podoba się to, że język żyje. Dzięki temu, że to samo można powiedzieć na 10 sposób, można mówiąc "to samo" dodawać jakieś odcienie. Bzdurą jest twierdzenie, że język "ubożeje"... mało kto chce używać słów z odcieniem staromodnym i nieprzyjemnymi konotacjami - najpierw stają niepotrzebne i dopiero potem umierają. Po co więc nad nimi płakać? Tym bardziej, że przecież są zastępowane nowymi.
Kogo usiłujesz skusić reklamą szmatexu? Profesora Miodka?
Wielkie szczęście, że nikt nie może skutecznie języka regulować i rośnie sobie sam tak jak go ludzie tworzą.
Re: Zapożyczenia w języku polskim, Koniecznosc czy smiesznosc?
Rozdzielmy kilka wątkow:
1/ język młodzieży i subkultur,
2/ język potoczny,
3/ język techniczny,
4/ język internetu.
W pierwszym przypadku mamy do czynieniaze zmianami, zapożyczeniami wynikającymi z kreacji i stylu, ale też wynikającym z chęci pozostania niezrozumiałym dla osób trzecich, rodzajem grypsery.
W drugim, mamy efekt maksymalnego uproszczenia języka, z powodów dość banalnych. Chodzi po prostu o przekazanie jak największej ilości informacji w jak najkrótszym czasie, przy jednoczesnym zachowaniu maksymalnej zrozumiałości przekazu.
Trzeci, to rzeczywiście język z ogromną iością zapożyczeń. Dyskutowałbym z Mercedes, czy "klikanie myszką na ikonkę" jest rzeczywiście zapożyczeniem. "Mysz", to spolszczenie z ang. mause, "klik" to onomatopeja pochodząca od dźwięku wydawanego przez klawisz, "ikona" czy "ikonka" tosłowo występujące również w języku polskim. Werze przedkomputerowej archaiczne, dziś, jak najbardziej żywe.
Wróćmy jednak do zapożyczeń. Najpopularniejsze i często w takich dyskusjach przywoływane przez mnie zapożyczenie to "interface". Jak go spolszczyć? "Międzymordzie"?
Większość nowoczesnych rozwiązań technicznych trafia do nas z krajów anglojęzycznych, oczywiste jest dla mnie, że trafiają już z nazwą, zaakceptowaną przez środowisko i stosowaną powszechnie. Przy obecnym tempie rozwoju technicznego, język po prostu nie nadąża z nadawaniem polskich nazw nowym produktom, co więcej, może się okazać że w przypadku języka technicznego, takie przetwarzanie spowoduje jedynie większy zamęt i problemy w komunikacji, co faktycznie zaprzecza sensowi istnienia języka.
Język internetu, jest zaś pewnego rodzaju "sałatką językową". Jest w nim praktycznie wszystko co można spotkać w pozostałych przech grupach, a dodatkowo wypracowane przez użytkowników sieci uproszczone formy zapisu. To też wynik tempa i wynikającego z niego konieczności szybkiego przekazania informacji.
Zamiast więc pisać "przy okazji" piszemy skrót pochodzacy od ang. "by the way" - BTW, zamiast "w moim przekonaniu/opinii" piszemy skrócone in my opinion" czyli IMO itd. itp.
Oczywiście pozostaje grupa śmieci językowych. Śmiesznych i strasznych, służących li tylko autokreacji i lansowaniu się ich użytkowników w pewnych miejscach i środowiskach. Różne jezzi, cool, trendy, fuzzy... to są dla mnie koszmarki językowe nikomu i niczemu nie służące śmieci i szczerze powiem, że wolę od nich swojskie, choć nieco wulgarne, "zajebiście".
1/ język młodzieży i subkultur,
2/ język potoczny,
3/ język techniczny,
4/ język internetu.
W pierwszym przypadku mamy do czynieniaze zmianami, zapożyczeniami wynikającymi z kreacji i stylu, ale też wynikającym z chęci pozostania niezrozumiałym dla osób trzecich, rodzajem grypsery.
W drugim, mamy efekt maksymalnego uproszczenia języka, z powodów dość banalnych. Chodzi po prostu o przekazanie jak największej ilości informacji w jak najkrótszym czasie, przy jednoczesnym zachowaniu maksymalnej zrozumiałości przekazu.
Trzeci, to rzeczywiście język z ogromną iością zapożyczeń. Dyskutowałbym z Mercedes, czy "klikanie myszką na ikonkę" jest rzeczywiście zapożyczeniem. "Mysz", to spolszczenie z ang. mause, "klik" to onomatopeja pochodząca od dźwięku wydawanego przez klawisz, "ikona" czy "ikonka" tosłowo występujące również w języku polskim. Werze przedkomputerowej archaiczne, dziś, jak najbardziej żywe.
Wróćmy jednak do zapożyczeń. Najpopularniejsze i często w takich dyskusjach przywoływane przez mnie zapożyczenie to "interface". Jak go spolszczyć? "Międzymordzie"?
Większość nowoczesnych rozwiązań technicznych trafia do nas z krajów anglojęzycznych, oczywiste jest dla mnie, że trafiają już z nazwą, zaakceptowaną przez środowisko i stosowaną powszechnie. Przy obecnym tempie rozwoju technicznego, język po prostu nie nadąża z nadawaniem polskich nazw nowym produktom, co więcej, może się okazać że w przypadku języka technicznego, takie przetwarzanie spowoduje jedynie większy zamęt i problemy w komunikacji, co faktycznie zaprzecza sensowi istnienia języka.
Język internetu, jest zaś pewnego rodzaju "sałatką językową". Jest w nim praktycznie wszystko co można spotkać w pozostałych przech grupach, a dodatkowo wypracowane przez użytkowników sieci uproszczone formy zapisu. To też wynik tempa i wynikającego z niego konieczności szybkiego przekazania informacji.
Zamiast więc pisać "przy okazji" piszemy skrót pochodzacy od ang. "by the way" - BTW, zamiast "w moim przekonaniu/opinii" piszemy skrócone in my opinion" czyli IMO itd. itp.
Oczywiście pozostaje grupa śmieci językowych. Śmiesznych i strasznych, służących li tylko autokreacji i lansowaniu się ich użytkowników w pewnych miejscach i środowiskach. Różne jezzi, cool, trendy, fuzzy... to są dla mnie koszmarki językowe nikomu i niczemu nie służące śmieci i szczerze powiem, że wolę od nich swojskie, choć nieco wulgarne, "zajebiście".