Strona 1 z 9
Monty Python
: pn wrz 14, 2020 11:04 pm
autor: Waldemar
LEKCJA WŁOSKIEGO
NAUCZYCIEL Terry Jones
GIUSEPPE Michael Palin
MARIOLINI John Cleese
FRANCESCO Eric Idle
HELMUT Graham Chapman
[nauczyciel z odrazą spogląda przez zamknięte okno; podchodzi do szkolnej tablicy, na której znajdują się ideowe rysunki świń, trzy rzędy po cztery; górny rząd oraz pierwsza z drugiego rzędu jest przekreślona krzyżykiem; nauczyciel stawia krzyżyk kredą na drugiej świni w drugim rzędzie; przechodzi na drugą stronę tablicy, na której widnieje napis "SZKOŁA WIECZOROWA, 19.00 - 20.00"; nauczyciel dopisuje kredą "JZYK WŁOSKI"; odwraca się do klasy]
NAUCZYCIEL
Dobry wieczór uczniowie, witajcie na drugiej lekcji języka włoskiego, który pomożemy wam doszlifować. W zeszłym tygodniu zaczęliśmy od podstaw i nauczyliśmy się jak jest po włosku "łyżka". Ciekawe ilu z was to pamięta...
[Wszyscy uczniowie zgłaszają się]
UCZNIOWIE
Si! Si! Si!
NAUCZYCIEL
Nie wszyscy naraz. Siadaj Mario. Giuseppe, proszę.
GIUSEPPE
Il cucchiaio!
NAUCZYCIEL
Doskonale, Giuseppe. A mówiąc po włosku: Molto bene, Giuseppe.
GIUSEPPE
Grazie signor... grazie di tutta la sua gentilezza.
NAUCZYCIEL
W tym tygodniu poznamy zwroty przydatne do nawiązania rozmowy z Włochem. Na początek spróbujmy powiedzieć mu skąd pochodzimy. Ja na przykład powiedziałbym: Sono Inglese di Gerard's Cross. Jestem Anglikiem z Gerard's Cross. Powtórzmy razem.
UCZNIOWIE
Sono Inglese di Gerard's Cross.
NAUCZYCIEL
Nienajgorzej. Weźmy teraz kogoś innego. Hm...
MARIOLINI
Mariolini.
NAUCZYCIEL
Pan Mariolini. Skąd pan pochodzi?
MARIOLINI
Z Neapolu, proszę pana.
NAUCZYCIEL
O! Pan jest Włochem.
MARIOLINI
Si, si signor!
NAUCZYCIEL
A więc pan powie: Sono Italiano di Napoli.
MARIOLINI
Ah, capisco, mile grazie signor.
[uczeń podnosi rękę]
FRANCESCO
Per favore, signor!
NAUCZYCIEL
Proszę.
FRANCESCO
Non conosgeve parliamente, signor devo me parlo sono Italiano di Napoli quando il habitare de Milano.
NAUCZYCIEL
Przepraszam, ale nie zrozumiałem.
[wstaje Helmut, ubrany w tradycyjny strój bawarski]
HELMUT
Bitte mein Herr. Was ist das Wort für Mittelschmerz?
NAUCZYCIEL
Helmut, idź na zajęcia z niemieckiego.
HELMUT
[wychodząc]
Ah, danke schon. A, das deutsche Klassenzimmer!
GIUSEPPE
Kolega powiedział: Dlaczego mam mówić, że pochodzę z Neapolu, skoro mieszkam w Mediolanie?
NAUCZYCIEL
Powiedz koledze, że skoro mieszka w Mediolanie, musi powiedzieć: Sono Italiano di Milano.
FRANCESCO
Eeee! Milano e tanto meglio di Napoli! Milano e la citta la piu bella di tutti... nel mondo...
GIUSEPPE
Powiedział, że Mediolan jest ładniejszy od Neapolu.
NAUCZYCIEL
Jak to? Stopniowania jeszcze nie przerabialiśmy!
[rozpętuje się kłótnia po włosku między uczniami; nauczyciel wygląda na zdezorientowanego; wszyscy kłócą się w typowo włoski sposób; jeden z nich wyciąga gitarę i zaczyna grać włoską melodię w stylu "Quando Caliente Del Sol"; nauczyciel usiłuje uspokoić uczniów a potem siada załamany siada na krześle; słychać kwik świni; nauczyciel podskakuje patrząc na krzesło; cięcie; tablica z ideowymi rysunkami świń; ręka stawia kredą krzyżyk na trzeciej świni w drugim rzędzie; czwarta świnia ucieka z tablicy]
Re: Monty Python
: wt wrz 15, 2020 1:00 am
autor: revolta
Wywiad z Jimmym Myszołowem - Piłkarzem
Występują:
Gospodarz programu - Eric Idle
Piłkarz - John Cleese
GOSPODARZ : Od sztuk plastycznych przechodzimy do piłki nożnej. Wczorajszego wieczoru w Jarrow na Stadionie Światła byliśmy świadkami powrotu najlepszych piłkarskich tradycji, kiedy drużyna Jarrow United dojrzała do europejskiego poziomu dając niemalże proustowski pokaz egzystencjalnego futbolu. Za pomocą moralnych argumentów ze śródpola praktycznie zniszczyła całkowicie już przestarzałą filozofię obronną Alberta Thumphrina. Bolonia została intelektualnie pokonana przez drużynę z Jarrow śmiało atakującą za pomocą agresywnego kantowskiego pozytywizmu, a wyróżniał się w niej prawdziwy bohater tego meczu, arcymyśliciel, genialny strateg, nie dający się zaskoczyć, środkowy rozgrywający Jimmy Myszołów.
JIMMY MYSZOŁÓW : Dobry wieczór Brianie.
GOSPODARZ : Jimmy, przynajmniej jeden starzejący się komentator sportowy radował się wczoraj widząc, jak angielski piłkarz wyrwał się niewidzialnym mackom śródziemnomorskiej obrony.
JIMMY MYSZOŁÓW : (Długą chwilę tępo wpatruje się w odległy punkt.) Dobry wieczór Brianie.
GOSPODARZ : Nie zaskoczyło cię to, że Włosi utracili dominację na przedpolu w tak wczesnej fazie meczu?
JIMMY MYSZOŁÓW : Cześć Brian. ... Otwieram butik!
GOSPODARZ : To oczywiście symptomatyczna cecha nowej rasy piłkarzy, jak również cała sztuka bycia piłkarzem, nieprawdaż?
JIMMY MYSZOŁÓW : Dobry wieczór Brianie.
GOSPODARZ : Chodzi mi o to, że najwyraźniej odkryłeś wczoraj nową metodę gry, za pomocą której rozłożyłeś na czynniki pierwsze włoską obronę.
JIMMY MYSZOŁÓW : (Chwila zamyślenia...) Od razu kopnąłem piłkę, a ona znalazła się w siatce!
GOSPODARZ : Czy twoim zdaniem drużyna Jarrow przyjmie bardziej defensywną postawę podczas pierwszych rozgrywek w Turcji?
JIMMY MYSZOŁÓW : (Bardzo z siebie zadowolony.) Od razu kopnąłem piłkę, a ona znalazła się w siatce!
GOSPODARZ : Tak, ale czy masz już jakiś plan pokonania tureckiego ataku?
JIMMY MYSZOŁÓW : Cześć Brian.... Otwieram butik!
Redaktor nie wytrzymuje, rzuca notatkami
KONIEC SKECZU
NARRATOR : ...a teraz wracamy do skeczu z Brianem, właśnie wydarzyło się coś interesującego...
JIMMY MYSZOŁÓW : Chyba spadłem z krzesła, Brianie.
Re: Monty Python
: wt wrz 15, 2020 4:03 am
autor: Keisy
Ostatnia Wieczerza
Sanktuarium Papieża. Wchodzi Michał Anioł.
MICHAŁ ANIOŁ(Eric Idle): Dobry wieczór, Wasza Świętobliwość.
PAPIEŻ (John Cleese): Dobry wieczór, Michale Aniele. Chciałbym z tobą pogadać o tym
twoim nowym obrazie Ostatnia Wieczerza. Nie jestem nim
zachwycony.
MICHAŁ ANIOŁ: O rany, kosztował mnie tyle pracy.
PAPIEŻ : Wcale nie jestem nim zachwycony.
MICHAŁ ANIOŁ: Nie podoba ci się galaretka. Dodaje trochę koloru. Aha, chodzi o kangura?
PAPIEŻ : Jakiego kangura?
MICHAŁ ANIOŁ: Żaden problem, zamaluję go.
PAPIEŻ : Nie widziałem tam żadnego kangura.
MICHAŁ ANIOŁ: Jest z tyłu. Nie ma sprawy, zamaluję go, zrobię z niego apostoła. Zgoda?
PAPIEŻ : Właśnie w tym problem.
MICHAŁ ANIOŁ: Jaki?
PAPIEŻ : Apostołowie.
MICHAŁ ANIOŁ: Są za bardzo żydowscy? Judasza zrobiłem najbardziej żydowskiego.
PAPIEŻ : Nie o to chodzi. Jest ich tam dwudziestu ośmiu.
MICHAŁ ANIOŁ: No to jeszcze jeden nie zaszkodzi, zrobię go z kangura.
PAPIEŻ : Nie w tym rzecz.
MICHAŁ ANIOŁ: No to zamaluję kangura. Mowiąc szczerze, nie byłem z niego zadowolony.
PAPIEŻ : Nie o to chodzi. Tam jest dwudziestu ośmiu apostołów!
MICHAŁ ANIOŁ: Za wielu?
PAPIEŻ : No jasne, że zbyt wielu!
MICHAŁ ANIOŁ: Chciałem oddać nastrój prawdziwej ostatniej wieczerzy, nie jakiejś tam ostatniej kolacyjki, ostatniego posiłku czy
finałowej przekąski. Chciałem, żeby to było, kurczę, z wykopem...
PAPIEŻ : Tylko dwunastu apostołów uczestniczyło w ostatniej wieczerzy.
MICHAŁ ANIOŁ: Może niektórzy przyszli z...
PAPIEŻ : Tylko dwunastu w sumie.
MICHAŁ ANIOŁ: Może wpadli ich przyjaciele?
PAPIEŻ : Posłuchaj. Tylko dwunastu apostołów i Pan uczestniczyło w Ostatniej Wieczerzy. W Biblii wyraźnie jest to napisane.
MICHAŁ ANIOŁ: Żadnych przyjaciół?
PAPIEŻ : Żadnych
MICHAŁ ANIOŁ: Kelnerzy?
PAPIEŻ : Nie.
MICHAŁ ANIOŁ: Kabaret!
PAPIEŻ : Nie!
MICHAŁ ANIOŁ: Lubię sceny z dużym rozmachem. Mogę kilku zamalować, ale...
PAPIEŻ : Było tylko dwunastu apostołów.
MICHAŁ ANIOŁ: Mam! Mam. Nazwiemy obraz Przedostatnia Wieczerza.
PAPIEŻ : Co?
MICHAŁ ANIOŁ: Musiała być i taka. Skoro była ostatnia, musiała być i przedostatnia. Tak więc to będzie ta przednajwiększa wieczerza. Biblia chyba nic nie mówi, ilu ludzi tam było, prawda?
PAPIEŻ : Nie, ale...
MICHAŁ ANIOŁ: Właśnie!
PAPIEŻ : Słuchaj, Ostatnia Wieczerza to ważne wydarzenie w historii naszego Pana, a przednajwiększa taka nie była. Nawet jeśli był na niej zaklinacz węży i zespół rockandrollowy. Zamówiłem
u ciebie Ostatnią Wieczerzę. Z dwunastoma apostołami i jednym Chrystusem.
MICHAŁ ANIOŁ: Jednym???
PAPIEŻ : Tak. Jednym. Co cię opętało, że namalowałeś tam aż trzech Chrystusow?
MICHAŁ ANIOŁ: To robi wrażenie, koleś.
PAPIEŻ : Wrażenie?
MICHAŁ ANIOŁ: Jasne! Wspaniale wygląda! Jeden gruby idealnie równoważy dwóch szczupłych.
PAPIEŻ : Był tylko jeden Odkupiciel!
MICHAŁ ANIOŁ: Wiem o tym. Wszyscy wiemy, ale co z moją licencją artysty ?
PAPIEŻ : Chcę jednego Mesjasza!
MICHAŁ ANIOŁ: Powiem ci, czego ty chcesz, koleś. Chcesz jakiegoś cholernego fotografa, ot co! Ja jestem artystą, do ciężkiej cholery!
PAPIEŻ : Zaraz ci powiem, czego chcę. Chcę Ostatniej Wieczerzy z jednym Chrystusem, dwunastoma apostołami, bez kangurów, bez numerów na trampolinie, do południa w czwartek, albo ci nie zapłacę!
MICHAŁ ANIOŁ: Cholerny faszysta!
PAPIEŻ : Jestem cholernym Papieżem. I może nie znam się na sztuce, ale wiem co lubię!
Re: Monty Python
: wt wrz 15, 2020 6:08 am
autor: Stefan
Monolog "Zagranica"
Występują:
Eric Idle
Wiele razy pytano mnie, czemu nigdy nie byłem za granicą. Postaram się to wyjaśnić - w końcu nie po to jeździ się za granicę, żeby być pędzonym niczym owce z autobusu do autobusu razem z jakimiś debilami. Te ich kapelusze słomkowe, te ich wełniane kamizelki, te ich tranzystory. Wiecznie narzekają na herbatę i te wszystkie bary szybkiej obsługi na Majorce, gdzie sprzedają ryby z frytkami, kalmary, tanie piwo i sałatki warzywne. A oni siedzą w tych bawełnianych kostiumach kąpielowych i smarują te swoje napuchnięte, spieczone, ropiejące cielska kremem do opalania, bo słoneczko ich trochę sparzyło. I te wszystkie hotele : "Mirra Mare", "Bella View" i "Continental" z tymi nowoczesnymi, luksusowymi pokoikami, z tymi pływalniami pełnymi szczynów i tłustych, niemieckich biznesmanów udających akrobatów, robiących piramidy, straszących dzieci, pchających się do kolejek na krzywy ryj. Jeśli nie zdążysz do stolika przed siódmą, to tracisz talerz grzybowej lury - podstawowe danie międzynarodowej kuchni. W barze w każdy czwartek jakiś cholerny kabaret z jakąś taką pindą bez bioder i cycków oraz starą tłustą ździrą o włosach zlepionych brylantyną, z wielkim dupskiem, tańczącą flamenco dla cudzoziemców. A raz w tygodniu wycieczka do lokalnych ruin rzymskich gdzie sprzedają rozwodnione lody i to ciepłe piwo. Wieczorem zabierają cię do typowej restauracji, w której przesiadują miejscowe typki. Przysiada się jakiś naprany badylarz z Luton, z automatycznym aparatem fotograficznym i numerem "Daily Express" z ubiegłego wtorku. Chrzani coś o tym, że rząd jest do niczego i iloma językami potrafi gadać Margaret Powell. W końcu zaczyna rzygać drinkami.
A potem siedzisz przez cztery dni na płycie startowej lotniska w Luton, gdzie nie ma nic do żarcia oprócz standartowych kanapek, a nawet nie można się napić piwka, bo wciąż jesteś w Anglii, gdzie każdy bar zamykają wtedy gdy w pysku ci zaschnie. Dzieciaki płaczą, rzygają, łamią plastikowe popielniczki a seksowny głos informuje cię przez megafon, że odlecisz najdalej za godzinę, choć dobrze wiesz, że twój samolot jest jeszcze w Islandii i musi wcześniej dostarczyć jakichś Szwedów do Jugosławii. W końcu odprawiają cię o trzeciej rano, a potem znów siedzisz godzinami w poczekalni z powodu nieprzewidzianych trudności, jak na przykład strajk kontrolerów lotu w Paryżu. Gdy wreszcie lądujesz na lotnisku w Maladze, wszyscy stoją w kolejce do klopa, potem w kolejce do odprawy celnej, w kolejce do autobusu. Autobus jeszcze nie przyjechał, a ma cię zabrać do hotelu, którego jeszcze nie wybudowano i gdy w końcu docierasz do jakiejś rudery o nazwie "Hotel Lima Sol" wybuliwszy połowę oszczędności jakiemuś licencjonowanemu bandycie w taksówce, to nie ma wody w basenie, nie ma wody w kiblu, nie ma wody w kranie, tylko jakaś cholerna jaszczurka w bidecie, a połowa zarezerwowanych pokoi jest już zajęta, zresztą i tak nie można spać bo w sąsiednim hotelu odbywa sie całonocna libacja...
Re: Monty Python
: wt wrz 15, 2020 11:28 am
autor: Scytian
"Przemytnik zegarków na odprawie celnej"
Występują:
Celnik - John Cleese
Przemytnik - Michael Palin
Ksiądz - Eric Idle
Urząd celny, wchodzi przemytnik ubrany w futro i futrzaną czapkę. Kładzie walizkę na stole.
CELNIK : Czytał pan to?
PRZEMYTNIK : Nie. To znaczy tak!
CELNIK : Ma pan coś do oclenia?
PRZEMYTNIK : Tak. Nie! Nic do oclenia. Nie mam NIC w walizce.
CELNIK : Żadnych zegarków, aparatów, radioodbiorników?
PRZEMYTNIK : Tak. 4 zegarki. Nie, nie! 1 zegarek. Nie! nawet jednego zegarka, żadnych zegarków! Żadnych... zegarków precyzyjnych.
CELNIK : Z jakiego kraju pan wraca?
PRZEMYTNIK : Ze Szwajcarii. Nie, nie! Nie ze Szwajcarii, nazwa zaczyna się na "S", ale... to nie Szwajcaria. Mam fatalną pamięć... Jak nazywa się ten kraj, w którym NIE robią zegarków?
CELNIK : Szwecja?
PRZEMYTNIK : Szwecja, właśnie!
CELNIK : Na kwicie bagażowym jest napis "Zurich"...
PRZEMYTNIK : Czyli byłem w Szwecji.
CELNIK : Zurich jest w Szwajcarii.
PRZEMYTNIK : Szwajcaria... no tak.
CELNIK : ...tam właśnie robią zegarki.
PRZEMYTNIK : (bębni palcami po stole) Ładnie tu u pana...
CELNIK : Ma pan przy sobie szwajcarską walutę?
PRZEMYTNIK : Nie, tylko zegarki. To znaczy mój zegarek! Z kalkulatorem. Przeliczałem na nim kurs walut, aż przestał odliczać czas.
CELNIK : Zgrabnie powiedziane.
(z walizki rozlega się odgłos dzwonienia).
CELNIK : Ma pan tam budzik?
PRZEMYTNIK : Skądże! Tylko kamizelki. (uderza pięścią w walizkę)
CELNIK : Przypominało to dzwonienie budzika.
PRZEMYTNIK : To na pewno... kamizelka się rozdzwoniła.
CELNIK : Rozdzwoniła?
PRZEMYTNIK : (uderza mocniej i częściej) Dobrze! Przyznaję się! Jestem przemytnikiem. Ta walizka jest pełna szwajcarskich zegarków i budzików. Chciałem oszukać urząd celny Jej Królewskiej Mości. Jestem cholernym idiotą!
CELNIK : Nie wierzę panu.
PRZEMYTNIK : To prawda! Jestem winny przemytu!
CELNIK : Co mi pan tu wciska. Pan nie byłby w stanie przemycić kawałka tłuszczoodpornego papieru.
PRZEMYTNIK : Co takiego!? Od dawna przemycam zegarki! Przemycałem też bomby, aparaty fotograficzne, mikrofilmy, części samolotów, wszystko, co pan zechce!
CELNIK : Proszę przechodzić, zabiera pan mój czas.
PRZEMYTNIK : Spójrz pan! (otwiera walizkę pełną zegarków)
CELNIK : To żaden dowód. Mógł pan je kupić w Londynie, zanim wyjechał pan o Szwajcarii.
PRZEMYTNIK : Nie kupiłbym dwóch tysięcy zegarków!
CELNIK : To się zdarza, proszę zamknąć walizkę i przechodzić, muszę łapać prawdziwych przemytników.
(wchodzi ksiądz)
PRZEMYTNIK : Jestem prawdziwym przemytnikiem! Wielokrotnie łamałem prawo! Jestem przemytnikiem!
KSIĄDZ : Biedaczysko. Należałoby mu pomóc.
CELNIK : Nie pieprz ojczulku, tylko zasuwaj do kabiny i rozbieraj się!
Re: Monty Python
: wt wrz 15, 2020 3:12 pm
autor: Nocturne
"Dezorientacja Kota"
Występują:
Mąż - Michael Palin
Żona -Terry Jones (właściciele kota)
Weterynarz - Graham Chapman
Generał - John Cleese
Salon podmiejskiego domku w okolicach Esher, kot siedzi bez ruchu na trawniku przed domem, słychać pukanie do drzwi
MĄŻ : To chyba weterynarz Kochanie.
ŻONA : Pójdę otworzyć. (Wchodzi weterynarz) Weterynarz Kochanie! Świetnie, że pan przyszedł.
WETERYNARZ : Drobiazg. W czym problem? Mnie mogą państwo powiedzieć, jestem weterynarzem.
ŻONA : Powiedz mu kochanie.
MĄŻ : ... Chodzi o naszego kota. Nic nie robi, tylko siedzi na trawniku.
WETERYNARZ : Czy jest... martwy?
MĄŻ : Skądże!
WETERYNARZ : Dzięki Bogu! Już się przeraziłem, że przybyłem... za późno. Gdyby ludzie zawsze dzwonili na czas...
ŻONA : On tak siedzi całymi dniami!
MĄŻ : ...w nocy także. Prawie się nie rusza. Musimy mu zanosić jedzenie. ...i mleko. Nic nie robi, tylko tak siedzi.
WETERYNARZ : Są państwo... w kropce?
MĄŻ : Ależ... tak.
WETERYNARZ : Rozumiem. chyba będę mógł państwu pomóc. Otóż...
(Weterynarz siada i gestem zachęca do tego samego)
WETERYNARZ : Kot państwa cierpi na coś, na co my weterynarze nie mamy jeszcze określenia. Jego stan charakteryzuje całkowita, fizyczna inercja, brak zainteresowania otoczeniem, które my, weterynarze nazywamy środowiskiem naturalnym, niezdolność reakcji na konwencjonalne bodźce zewnętrzne jak: kłębek włóczki, soczysta mysz, czy ptaszek. Mówiąc otwarcie kot państwa znalazł się w dołku. (W oczach właścicieli kota maluje się wyraźnie przerażenie) To syndrom maklera giełdowego, małomiesteczkowa dekadencja, zobojętnienie, weltschmerz, jak państwo wolą.
MĄŻ : Chandra?
WETERYNARZ : W pewnym sensie... "chandra"... Muszę to zapamiętać. Co można na to poradzić? Czy ostatnio dezorientowali państwo swojego kota?
MĄŻ : Nie.
WETERYNARZ : W takim razie kota należy zdezorientować.
MĄŻ : Co?
WETERYNARZ : Zdezorientować, wyrwać z błogiego samozadowolenia. Niestety nie mam kwalifikacji do dezorientowania kotów, mogę jednak polecić świetną firmę usługową. Oto jej wizytówka. Dezorientacja Kotów Sp. z o.o.
(Teraz następuje scena dezorientacji. Przed domek podjeżdża wielka ciężarówka z napisem "Dezorientacja Kotów Sp. z o.o." Za chwilę czarną limuzyną przyjeżdża generał dowodzący całą akcją dezorientacji. Z ciężarówki wyładowywane są ogromne ilości sprzętu i materiałów. Z ich pomocą, na trawniku przed wciąż nie poruszającym się kotem powstaje scena. Na niej pojawiają się aktorzy grający różne dziwne role (np. Długiego Johna Silvera, czy Człowieka w Ręczniku). Wreszcie przedstawienie dobiega końca.)
GENERAŁ : Oby to podziałało. Za chwilę się przekonamy.
(Kot wstaje i wbiega do domu)
ŻONA : Nie wierzę własnym, oczom!
MĄŻ : Ani ja! Kot jest jak nowy! Został uleczony, dziękujemy generale! Czy kiedykolwiek zdołamy się zrewanżować?
GENERAŁ : Nie trzeba. Dezorientacja kotów należy do naszych obowiązków.
Firma oferuje również inne specjalności:
- "Zadziwianie Norek"
- "Otumanianie Gronostajów"
- "Zabijanie Klina Pumom"
- "Straszenie Gazeli"
- "Oszałamianie Bestii"
- "Rozpraszanie Pszczół"
Re: Monty Python
: wt wrz 15, 2020 5:10 pm
autor: Luther
eleturniej"
Występują:
Prowadzący - John Cleese
Uczestniczka - Terry Jones
Stojąca w tyle Kleopatra - Graham Chapman
PROWADZĄCY : Prosimy następną uczestniczkę. (Wchodzi Uczestniczka) Dobry wieczór, pani się nazywa?
UCZESTNICZKA : Tak, tak...
PROWADZĄCY : Pani nazwisko?
UCZESTNICZKA : Regularnie chodzę do kościoła.
PROWADZĄCY : Cudownie! O jaką nagrodę chce pani dziś walczyć?
UCZESTNICZKA : O łup w łeb.
PROWADZĄCY : Łup w łeb?
UCZESTNICZKA : Tutaj. (Pokazuje czubek głowy.)
PROWADZĄCY : Cudownie. Oto pierwsze pytanie o łup w łeb. Jaki wielki przeciwnik dualizmu kartezjańskiego sprzeciwiał się redukcji zjawisk psychologicznych do stanów fizycznych?
UCZESTNICZKA : Tego nie wiem!
PROWADZĄCY : Niech pani zgaduje.
UCZESTNICZKA : Henri Bergson?
PROWADZĄCY : Dobrze!
UCZESTNICZKA : To był fart, nigdy o nim nie słyszałam.
PROWADZĄCY : Cudownie!
UCZESTNICZKA : Nie lubię czarnuchów!
PROWADZĄCY : A kto lubi? Drugie pytanie o łup w łeb. Co jest głównym pokarmem pingwinów?
UCZESTNICZKA : Wieprzowina.
PROWADZĄCY : Nie.
UCZESTNICZKA : Mielonka?
PROWADZĄCY : Nie. Co jedzą pingwiny?
UCZESTNICZKA : Pingwiny? Nie znoszę pingwinów! Same się zjadają?
PROWADZĄCY : Nie! Co jedzą pingwiny?
UCZESTNICZKA : Fotele!
PROWADZĄCY : Co pingwiny JEDZĄ?
UCZESTNICZKA : Acha! Pingwiny! Pierogi, (Prowadzący coraz energiczniej zaprzecza.) łazanki, kraby, eskalopki de vault a la estragon z serem...
PROWADZĄCY : Nie. Dam pani wskazówkę. (Udaje pływanie żabką.)
UCZESTNICZKA : Brian Close! Brian Englise, Brian Johnson, Brian Forbes, Nanneth Newmann...
PROWADZĄCY : Nie! (Chwyta ją za szyję.) Co pływa w morzu i wpada w sieci?
UCZESTNICZKA : Henri Bergson. Kozły, podwodne kozły z płetwami, bizon w skafandrze nurka, Reginald Modling!
PROWADZĄCY : Cieplej. Uznaję tę odpowiedź! A teraz pani Gnido, wygrała pani. Wciąż życzy sobie pani dostać po głowie?
UCZESTNICZKA : Tak, tak!
PROWADZĄCY : Proponuję palec w oko!
UCZESTNICZKA : Nie, chcę łup w łeb.
PROWADZĄCY : Fangę w grdykę?
UCZESTNICZKA : Nie.
PROWADZĄCY : A kopa w rzepkę?
UCZESTNICZKA : Nie.
PROWADZĄCY : Pani Gnido, a co pani powie na buta w zęby i sztylet w nery?
UCZESTNICZKA : (Zastanawia się.)
PUBLICZNOŚĆ : Łup w łeb! Łup w łeb!
UCZESTNICZKA : Nie. Chcę oberwać po głowie.
PROWADZĄCY : Jak pani sobie życzy. Wygrała dziś pani główną nagrodę - łup łeb! (Uderza ją wielkim młotkiem.)
Re: Monty Python
: wt wrz 15, 2020 10:28 pm
autor: GreenHornet
"Chrupiąca Żabka"
Występują:
Inspektor - John Cleese
Hilton - Terry Jones
Konstabl Papuga - Graham Chapman
Gabinet. Za stołem siedzi Pan Hilton. Otwierają się drzwi. Wkraczają Inspektor i Konstabl.
INSPEKTOR : Pan Hilton? Czy pan jest dyrektorem i właścicielem wytwórni czekolady Whizzo?
HILTON : Tak jest.
INSPEKTOR : Konstabl i ja jesteśmy z Wydziału Higienicznego i chcemy porozmawiać z panem na temat bombonierki "Wyrób ze znakiem jakości Whizzo".
HILTON : Słucham .
INSPEKTOR : Pozwoli pan, że zaczniemy od początku. Najpierw mamy Wiśniowy Przysmak. Jest wyjątkowo paskudny, ale za to nie możemy pana skazać.
HILTON : Zgoda.
INSPEKTOR : Potem mamy numer czwarty, Chrupiąca Żabka.
HILTON : Tak.
INSPEKTOR : Czy mam rację uważając, że jest tam prawdziwa żaba?
HILTON : Owszem, taka malutka.
INSPEKTOR : Jaka to żaba?
HILTON : Martwa.
INSPEKTOR : Ugotowana?
HILTON : Nie.
INSPEKTOR : Co? Surowa żaba?
HILTON : Stosujemy tylko najlepsze małe żabiątka, schwytane o świcie i dostarczone samolotem z Iraku, przemyte w najczystszej wodzie źródlanej, bezkonfliktowo zabite, polane wspaniałą szwedzką mleczną czekoladą i zamrożone w glukozie.
INSPEKTOR : Pięknie, ale mimo wszystko to żaba!
HILTON : A cóżby innego?
INSPEKTOR : Nie wyjmujecie nawet kości?
HILTON : Gdybyśmy wyjęli kości, nie byłaby chrupiąca, prawda?
INSPEKTOR : Konstabl Papuga zjadł taką jedną.
PAPUGA : Przepraszam na chwile.
Wychodzi z reką na ustach.
HILTON : Przecież tam jest wyraźnie napisane: Chrupiąca Żabka.
INSPEKTOR : Nadinspektor sądził, że to migdał. Ludzie nie spodziewają się zastać żaby w czekoladce! Pomyślą, że to atrapa żaby.
HILTON : Atrapa?! Nie stosujemy żadnych sztucznych składników!!
INSPEKTOR : Mimo to ostrzegam pana, że napis "Chrupiąca Żabka" będzie pan musiał zastąpić innym, brzmiącym "Chrupiąca, surowa, nie obrana z kości, prawdziwa martwa żaba", jeśli chce pan uniknąć oskarżenia.
HILTON : A co z naszymi obrotami?
INSPEKTOR : Mam to w nosie, muszę chronić konsumenta. Zobaczmy, co jeszcze tu mamy.
(Powraca konstabl, wyraźnie blady) To był numer piąty, prawda? (konstabl przytakuje) Numer piąty, bombka Barani Pęcherz. (konstabl ponownie wybiega) Co to ma być za smakołyk?
HILTON : Bierzemy najsoczystsze plasterki świeżego baraniego pęcherza, wypróżniamy go, dusimy nad parą, posypujemy sezamkami i przybieramy wymiotami skowronka.
INSPEKTOR : Wymiotami skowronka?!
HILTON : Tak jest.
INSPEKTOR : Tam nie ma ani słowa o wymiotach skowronka!
HILTON : Owszem, wśród składników wymienione jest ptasie mleczko.
INSPEKTOR : To za mało! Na bombonierce powinien znajdować sie wielki, czerwony napis: Uwaga, wymioty skowronka!
HILTON : Nasze obroty spadłyby na łeb na szyje.
INSPEKTOR : Dlaczego więc nie zajmie się pan wyrobem bardziej tradycyjnych konfekcji, jak pralinki czy kremówki, o ile wiem, są bardzo popularne. A cóż to ma być? Masa karalusza? (wraca konstabl) Wrzodowa galaretka? (konstabl zdejmuje z głowy policyjny hełm i wymiotuje do niego) Albo to - Sprężysta Niespodzianka?
HILTON : To nasza specjalność powleczona ciemną mleczną czekoladą. Gdy ją włożyć do ust, wyskakują sprężynujące bolce i przekłuwają policzki na wylot.
INSPEKTOR : I to ma być smakołyk? Wkładając czekoladkę do ust nikt nie oczekuje przekłucia policzków! Opis bombonierki jest niewłaściwy, a więc muszę zabrać pana z sobą na posterunek. (Inspektor spoglada piorunującym wzrokiem na konstabla, który z rozpaczą w oczach wkłada hełm ponownie na głowę)
HILTON : (zwraca sie do kamery ) Całkiem słusznie.
INSPEKTOR : I prosze nie gadać do publiczności!
PAPUGA : Gdyby ludzie patrzyli, co kupujš w cukierni, człowiek nie traciłby tyle czasu w służbie narodu, a klienci nie musieliby poddawać się płukaniu żołšdków, ani nie przesiadywaliby tyle w publicznych toaletach.
Re: Monty Python
: śr wrz 16, 2020 2:37 am
autor: Salin
"Przerabianie zwierząt"
Występują:
Klient - John Cleese
Sprzedawca - Michael Palin
Harry - Graham Chapman
Mężczyzna w niebieskiej koszuli - John Cleese
Mężczyzna w żółtej koszuli - Eric Idle
Rzymianin - Terry Jones
Juliusz Cezar - Graham Chapman
NAPIS : SKLEP ZE ZWIERZTAMI GDZIEŚ W OKOLICY MELTON MOWBRAY
Wnętrze sklepu z ladą, na której stoi kosz wiklinowy i terrarium; za ladą stoi sprzedawca w fartuchu; przez drzwi wchodzi klient.
KLIENT : Dzień dobry. Chciałbym kupić kota.
SPRZEDAWCA : Proszę bardzo. Mam ślicznego teriera. (stawia na ladzie, przed klientem wiklinowy kosz)
KLIENT : Mnie chodzi o kota.
SPRZEDAWCA : Rozumiem. (patrzy w bok; klient podąża wzrokiem w kierunku gdzie patrzy sprzedawca, który szybko przesuwa wiklinowy kosz na bok, tak jakby postawił na ladzie inny) Może być ten?
KLIENT : (zaglądając do kosza) Nie, to terier.
SPRZEDAWCA : Ale cholernie podobny.
KLIENT : Co to ma znaczyć? Chcę kupić kota!
SPRZEDAWCA : Coś panu powiem. Trochę spiłuję nogi, wyrwę nos, przekłuję pysk kilkoma drucikami i będzie kiciuś jak się patrzy.
KLIENT : Ale nieprawdziwy.
SPRZEDAWCA : Nie rozumiem?
KLIENT : Nie będzie miauczał.
SPRZEDAWCA : Za to będzie troszkę wył.
KLIENT : Nie, nie, nie. A ma pan papugę?
SPRZEDAWCA : Nie w tej chwili. Właśnie się skończyły. Ale coś panu powiem... obetnę mu tylko łapy, zaszyję dziury, zedrę futro, przykleję parę skrzydełek i dziób, jaki pan sobie zażyczy, i będzie papużka jak złoto.
KLIENT : Jak długo to potrwa?
SPRZEDAWCA : Zaraz... niech pomyślę... zrywanie futra, obcinanie łap... (zwracając się do kogoś spoza kadru) Harry, możesz na poczekaniu zrobić papugę z tego teriera?
HARRY : (spoza kadru) Nie. Wciąż przefastrygowuję tego bullteriera a potem muszę jeszcze spuścić żaby.
SPRZEDAWCA : (do klienta) A na piątek?
KLIENT : Nie, musi być na jutro. To prezent.
SPRZEDAWCA : Przeistoczenie w papugę to spora robota... ale coś panu powiem... Z łatwością przerobię teriera na rybę i to na miejscu. Wyrywam łapy, wtykam płetwy a w kark wbijam rurkę, żeby miał przez co oddychać, maluję na złoto i już.
KLIENT : Potrzebne będzie spore akwarium.
SPRZEDAWCA : Ale będzie co pokazywać.
KLIENT : Zgoda. Pod warunkiem, że będę mógł się przyglądać.
(cięcie)
MŻCZYZNA W NIEBIESKIEJ KOSZULI : Tego można się było spodziewać!
(cięcie)
MŻCZYZNA W ŻÓŁTEJ KOSZULI : To już było.
(cięcie; mężczyzna ubrany w strój żołnierza starożytnego Rzymu)
RZYMIANIN : Owszem. To samo było w przedstawieniu dla Cezara.
(cięcie)
JULISZ CEZAR : Wcale nie. To był Jaś Fasola.
Re: Monty Python
: śr wrz 16, 2020 6:14 am
autor: serj
"Kupowanie łóżka z materacem"
Występują:
Młode małżeństwo - Terry Jones, Carol Cleveland
Sprzedawca 1 - Graham Chapman
Sprzedawca 2 - Eric Idle
Sprzedawca 3 - John Cleese
Sprzedawca 4 - Michael Palin
Sklep meblowy.
MĄŻ : Chcemy kupić łóżko.
SPRZEDAWCA 1 : Zaraz zawołam kolegę. Panie Verity!
SPRZEDAWCA 2 : Czym mogę służyć?
MĄŻ : Chcemy kupić łóżko. Dwuosobowe, za jakieś 50 funtów.
SPRZEDAWCA 2 : Niestety najtańsze łóżko kosztuje 800 funtów.
MĄŻ : 800 funtów?!
SPRZEDAWCA 1 : Państwo pozwolą, że wyjaśnię. Pan Verity ma skłonność do przesady, więc każdą liczbę mnoży przez 10, poza tym jest zupełnie w porządku.
MĄŻ : Rozumiem... (Zwraca się do Sprzedawcy 2) A więc najtańsze łóżko kosztuje 80 funtów?
SPRZEDAWCA 2 : Tak jest, 800 funtów.
MĄŻ : A czy jest szerokie?
SPRZEDAWCA 2 : Szerokość... 60 stóp.
MĄŻ : (Do żony.) 6 stóp. A długość?
SPRZEDAWCA 2 : Długość? Lambert! Jaka jest długość wersalki luksusowej?
SPRZEDAWCA 1 : 2 stopy.
MĄŻ : 2 stopy?!
SPRZEDAWCA 2 : Wszystko, co powie pan Lambert muszą państwo pomnożyć przez trzy. To silniejsze od niego, poza tym jest zupełnie w porządku.
MĄŻ : Przepraszam...
SPRZEDAWCA 2 : Skoro powiedział, że łóżko ma dwie stopy długości, znaczy to, że naprawdę ma 6 stóp.
MĄŻ : Rozumiem.
SPRZEDAWCA 2 : Nie wliczając materaca.
MĄŻ : A ile on kosztuje?
SPRZEDAWCA 2 : Lambert wszystko państwu powie. Lambert! Pokaż tym 20 miłym klientom psią budę.
MĄŻ : Psia buda?! Nam chodzi o materac!
SPRZEDAWCA 2 : Do pana Lamberta trzeba mówić "psia buda", bo jeśli powiedzą państwo "materac", włoży sobie torbę na głowę. Poza tym jest zupełnie w porządku.
MĄŻ : (Do Sprzedawcy 1.) Chcielibyśmy obejrzeć psie budy.
SPRZEDAWCA 1 : Psie budy?
MĄŻ : Tak, chcemy zobaczyć psie budy.
SPRZEDAWCA 1 : Dział zwierzęcy jest na drugim piętrze.
MĄŻ : Źle pan zrozumiał. Nam chodzi o PSIE budy.
SPRZEDAWCA 1 : Tak. Dział zwierzęcy, drugie piętro.
MĄŻ : Tak naprawdę nie chodzi nam o psie budy, ale pański kolega powiedział...
SPRZEDAWCA 1 : Co państwu wmówił tym razem?
MĄŻ : Żebyśmy mówili "psia buda" zamiast... "materac". (Sprzedawca 1 natychmiast wkłada sobie papierową torbę na głowę.)
SPRZEDAWCA 2 : Powiedział pan "materac"?
MĄŻ : No... trochę.
SPRZEDAWCA 2 : Przecież prosiłem, żeby nie wypowiadał pan tego słowa. Będę musiał stanąć w tym pudle. (Wchodzi do pudła, zaczyna śpiewać. Wchodzi Sprzedawca 3.)
SPRZEDAWCA 3 : Ktoś powiedział "materac" do pana Lamberta? (Sprzedawca 2 pokazuje na małżeństwo. Sprzedawca 3 wchodzi do tego samego pudła i też zaczyna śpiewać. Po chwili Sprzedawca 1 zdejmuje torbę z głowy.)
SPRZEDAWCA 2 : Powinien być znowu normalny, ale niech pan po prostu, niech pan nie mówi...
MĄŻ : (Do Sprzedawcy 1.) Chcielibyśmy obejrzeć psie budy.
SPRZEDAWCA 1 : Na drugim piętrze...
MĄŻ : Nie nie. Chodzi nam o te (Pokazuje na materac.) psie budy.
SPRZEDAWCA 1 : Materac?
MĄŻ : (Podskakuje.) Tak.
SPRZEDAWCA 1 : Skoro miał pan na myśli materac, czemu pan tego nie powiedział? Skąd mam wiedzieć, że mówiąc "psia buda" ma pan na myśli materac? Czemu nie powie pan "materac"?
MĄŻ : Przecież włożył pan na głowę torbę, kiedy powiedziałem "materac"!
(Sprzedawca 1 znów wkłada papierową torbę na głowę.)
MĄŻ : (Sprzedawca 2 wchodzi do pudła. Wchodzi Sprzedawca 4.)
SPRZEDAWCA 4 : Ktoś powiedział "materac" do pana Lamberta?
SPRZEDAWCA 2 : Dwukrotnie!
SPRZEDAWCA 4 : (Do kamery.) Ktoś dwukrotnie powiedział "materac" do pana Lamberta! (Wszyscy śpiewają.)
SPRZEDAWCA 2 : Musi nas być więcej!!
(Za chwilę widać plac św. Piotra, tysiące ludzi śpiewa tę samą pieśń.)
SPRZEDAWCA 1 : (Zdejmuje torbę.) Czym mogę służyć?
ŻONA : Chcemy kupić materac. (Sprzedawca 1 znów wkłada torbę na głowę.)
SPRZEDAWCA 2 : Dlaczego to powiedziałaś?
ŻONA : Bo to moja jedyna kwestia!
SPRZEDAWCA 2 : Ale nie musiałaś jej wypowiadać!! (Wszyscy zaczynają podskakiwać.)